Stając już drugą godzinę na poboczu gdzieś na argentyńskich bezkresach, powoli tracimy nadzieję, że kiedykolwiek dojedziemy do Mendozy. Głucha cisza przerywana pokrzykiwaniami „pseudosępa” dodaje sytuacji wręcz komicznego charakteru. Brakuje jeszcze tych charakterystycznych krzaków przelatujących przez opustoszałą jezdnię w amerykańskich produkcjach. Ale dalej trzymamy się zasady, że jeżeli czekasz naprawdę długo, oznacza to, że gdzieś tam powoli zbliża się do ciebie ten wymarzony transport. Tak było i ty razem. Posłuchajcie historii z cyklu „motywujące historie ze świata”.
Wszystko na jedną kartę
Ludziom ciężko jest sobie wyobrazić, jak można porzucić dotychczasowe życie i wyruszyć w kilkumiesięczną podróż. Bez konkretnego planu, bez zarezerwowanych noclegów, bez pewności o jutro, bez tej jakże pożądanej stabilności. A jednak można. Mało tego! Można zrobić to z dwójką małych dzieci. Na poboczu, gdzieś wzdłuż And zatrzymał się kolorowy van z egzotyczną tablicą rejestracyjną z napisem „Costa Rica”. W środku tata Ivan, mama Priscilla, dwuletni Teo i pięcioletnia Lara. Jadą przez całą Amerykę Południową aż do Ushuai. Intuicyjnie wyczuwam zbliżającą się przygodę.
Do życia niewiele potrzeba
Przez kolejnych 5 dni obserwujemy proste, a zarazem niezwykłe życie. Z jednej strony dni wyglądają podobnie, z drugiej za oknem wciąż zmieniają się krajobrazy. Nigdy nie wiemy w jakiej scenerii zjemy obiad. Nigdy nie wiemy, w jakim mieście będziemy nocować. Nigdy nie wiemy, kogo nowego poznamy po drodze. Od kilkuletnich dzieci uczymy się tej niezwykłej otwartości i śmiałości. To one pokazują nam, jak niewiele do życia potrzeba, żeby się nim cieszyć. W końcu mają ze sobą po jednej zabawce – plastikowy samochodzik bez kółka i lalka wytarzana w piachu. Na szczęście podczas takiego wyjazdu ich kreatywność rozwija się w tempie ekspresowym, więc z kamienia, kija i czapki stworzą za chwilę najlepszą zabawkę na świecie.
Chillecito – czworonożny szczęściarz
Pewnego poranka gdzieś na parkingu, zwabiony zapachami śniadania, koło samochodu czai się szczeniak. Zapchlony ze skołtunioną sierścią. Dostaje od nas kawałek parówki i połyka w całości. Ivan wymienia kilka zdań z Priscillą, bierze psa pod pachę i idzie do łazienki. Po chwili wraca z wykąpanym szczeniakiem oznajmiając, że od dziś Chillecito (od nazwy miasta, w którym go znaleźliśmy) będzie członkiem rodziny. Szczęściarz odwiedza weterynarza, dostaje czerwoną obrożę i dołącza do niezwykłej rodziny. Przed nim tysiące kilometrów przygody, ciepły dom (póki co samochód) i całkiem niezła perspektywa na psi żywot. Ile czasu nasza rodzinka zastanawiała się nad przygarnięciem psa? Ile czasu wyliczali plusy i minusy? Ile czasu obalali przeszkody w podróżowaniu z psem i dwójką małych dzieci? 5 minut.
Ivan i Priscilla sfrustrowani pracą, zebrali wszystkie swoje oszczędności, kupili samochód przystosowany do długiej podróży i ruszyli przed siebie. Pokazali, że dzieci nie są przeszkodą. Ba, nawet pies nią nie jest! Jedni powiedzą, że to brak odpowiedzialności. Jestem jednak przekonana, że Teo i Lara wyrosną na niezwykle otwartych, ciekawych świata, kreatywnych i pewnych siebie ludzi, dla których nie będzie rzeczy niemożliwych. Może i Teo nie będzie pamiętał tych pięknych widoków i spotkanych ludzi, ale z pewnością ta podróż wykształciła w nim cechy, których niejeden dorosły nigdy nie posiądzie. Uwielbiamy takie motywujące historie!
Nadal uważasz, że teraz nie jest jeszcze odpowiedni moment na ruszenie z miejsca?
Zobacz też: Ludzie z polotem. Młody człowiek w starym ciele