Przywozisz z kolejnej podróży ozdobę na ścianę, ale zanim ją powiesisz ( o ile w ogóle powiesisz) zastanawiasz się, czy właściciel nie będzie miał nic przeciwko. Wracasz z kilkoma torebkami egzotycznych przypraw, ale zamiast postawić je na widoku, chowasz do szuflady, bo półek brak. Po tym jak przylepiłeś na ścianę mapę świata, za tydzień odpadła razem z wątpliwej jakości farbą i już liczysz ile odejmą ci z kaucji. Znacie to? Jednak nie ma to jak własny kąt.
Pozwólcie, że pojadę trochę prywatą. Po 9 latach tułania się po wynajmowanych pokojach, w końcu przylepimy wymarzoną, drewnianą mapę na ścianę nie pytając nikogo o pozwolenie! Ale w sumie to ja nie o tym chciałam. Bo tak z tej okazji naszła mnie myśl, jak to nawet takim powsinogom jak my potrzebne jest własne miejsce na tej Ziemi.
Powroty są spoko
Generalnie to lubię wracać do domu po podróży. Szczególnie takiej miesięcznej. Wtedy tak bardzo wszystko mnie cieszy. Zwłaszcza, kiedy ledwo się wyruszyło, a już zaczyna się marzyć np. o takiej kiełbasie z grilla 😀 Właśnie tak. Będąc na Islandii zaledwie tydzień zapragnęliśmy rozpalić grilla na swoim ogródku i o tym wyrafinowanym marzeniu gadaliśmy przez następne 3 tygodnie.
Po powrocie tak mocno docenia się błahe rzeczy jak ciepła woda z kranu, czy kawa o poranku. To tak jak w tym filmie „Cast away: Poza światem”. Tym co to Tom Hanks gada do piłki o imieniu Wilson. On po powrocie nie mógł się nadziwić, jak banalnie proste jest rozpalenie ognia, czy zdobycie słodkiej wody. A chłopina godzinami musiał rozpalać ognisko i do liścia całą noc gromadzić deszcz, żeby mieć co pić. My może z liścia nie pijemy, ale codzienne poszukiwania Biedronki gdzieś na podlaskich wsiach w czasie podróży rowerem dookoła Polski, też do łatwych nie należały. Takie trochę łowy wersja Pro.
Własny kąt
Fajnie jest mieć swoje miejsce na Ziemi, do którego można zawsze wrócić. W którym człowiek czuje się jakoś tak swojsko i bezpiecznie. Może się zrelaksować i w spokoju na nowo nawiązać kontakt z rzeczywistością, która w czasie podróży jest trochę zaburzona. Nawet kiedy wyjedzie na 2 lata, te cztery kąty zawsze będą czekały. Trochę się tam pająków zalęgnie, kwiatki zdechną, ale wszystko będzie na swoim miejscu.
Ostatnio z kilku fajnie zapowiadających się weekendów rowerowych musieliśmy zrezygnować. Coś za coś. Za to z kolejnej podróży wrócimy już do swoich nowych podróżniczych czterech ścian. Z drewnianą mapą świata nad łóżkiem 🙂
No i czasami właśnie o to chodzi… Można być powsinogą, ale należy mieć swoje miejsce na ziemi. Miejsce, do którego się wraca z całą miłością serca i spokojem na duchu. Na pająki polecam kasztany w kątach (wtedy dziadów się pozbędziecie), a co do kwiatów – to może kaktusiki? Cieszę się, że macie TO miejsce 🙂 Pozdro! A.
A Ty z tymi kasztanami tak serio?:D