Nie mów mi jak mam żyć. Mogę wszystko!

Życie według powszechnie znanego schematu już dawno zostawiliśmy za sobą. Nie mam nic do niego, bo niektórzy w poprawnej stabilności czują się totalnie szczęśliwi. I gitara! Nic nam do tego. Ale my chcemy czegoś więcej!

Moje pożal się Boże pamiętniki z zamierzchłych czasów dowodzą tego, że już coś nie tak było ze mną w gimnazjum. Moim idolem był Robinson Crusoe, który popitalał w bambusowych gaciach po bezludnej wyspie. Ej, zawsze tak chciałam! W sensie nie, że bambusowe gacie, tylko ta wyspa, wolność, natura. Na studiach, chyba jako jedyna wsłuchiwałam się jak oczarowana w kobitę od fakultatywnego (a więc zaliczyć, zapomnieć) przedmiotu „nowoczesne metody uczenia”. Opowiadała o wychodzeniu ze swojej strefy komfortu.

Babciowe pokolenie nigdy nie zrozumie, jak można zarabiać nie wychodząc z domu rano o 7 i nie wracając popołudniem po 8 godzinach. Codziennie. I nie ma się co dziwić. Rodzice już powoli strawili ten stan. Ale teraz najlepsze. Ogromna część naszego pokolenia tej czaczy nie kuma. I co najgorsze, niczym ten blady kolo ze Zmierzchu, próbują wysysać z ciebie entuzjazm i wybić ci te głupoty z głowy. Bo to przecież niemożliwe, tamto bezsensowne, z tego na bank się nie da wyżyć, a do tego potrzeba dużo pieniędzy/szczęścia/głupoty/znajomości/czepka, w którym to się rodzisz (niepotrzebne skreślić). Tyle że zazwyczaj mowa o rzeczach, których nigdy nie spróbowali. I nie spróbują. Bo potrzebna by była odwaga.

Gruzja co zobaczyć

Kto dał nam taki przykaz, że studia, praca, kredyt, wakacje raz w roku to jedyna słuszna droga, a reszta to wydziwianie?

Wnuczykije mają to szczęście, że doskonale się rozumieją i uzupełniają. Jedno drugiego zaraża pomysłem na życie. No dobra, może czasem trzeba Adasia hamować, bo inaczej biegałabym w tych bambusowych majtasach gdzieś po górskiej hali i poganiała owce. W każdym razie od kilku lat tworzymy swój nieschematyczny plan na życie. I on wciąż ewoluuje niczym Pokemon. I wiecie co jest najlepsze? Że z roku na rok jesteśmy coraz wyżej. Powoli, bez pośpiechu, spiny i poklasku. A kiedy napotkamy wysysacza energii, pozostaje nam już tylko uśmiechać się do siebie. Bo nikt nie będzie mówił nam jak żyć. Możemy wszystko.

Eksperymentuj

Jakby się tak zastanowić, to cały czas eksperymentuję i sprawdzam, na ile życie mi pozwoli. No nie oszukujmy się, ale po skończonej geografii, to za dużego pola do popisu na rynku pracy się nie ma. Choć przynajmniej były to studia z pasji! Trzeba było zatem coś wymyślić.

Zawsze chciałam zostać dziennikarzem. A już w ogóle to choć raz napisać artykuł do gazety podróżniczej. Tylko że najpierw trzeba było mieć o czym napisać. Bo o wyjazdach do Władysławowa ze znajomymi to raczej nikt nie będzie czytał. „Nawet nie skończyłaś dziennikarstwa” mówili. I tu pojawia się Adaś – towarzysz szalonych podróży. Pierwsze wyjście ze strefy komfortu. Z obcym kolesiem, pierwszy raz autostopem. Pierwszy raz pod namiotem i to w jakiś krzakach przy ekspresówce. Pierwsze przygody, o których w sumie może ktoś chciałby posłuchać.

spanie pod namiotem w czasie burzy

Drugie wyjście ze strefy komfortu. Przekonanie jakiejś gazety, że jestem zajebista, umiem pisać i mam coś do opowiedzenia. I tak leciał mail za mailem. Aż w końcu na Targach Turystycznych przekonałam red. nacz. gazety Dookoła Świata, że może warto dać leszczowi szansę. Po kilku tygodniach, z pobliskiego Empiku w 3 minuty zniknął cały nakład gazety. Wykupiła go dumna mama, która chciała pochwalić się rodzinie jaką to ma zdolną córkę (Dzięki Mamo!). A potem zapukałam w inne drzwi i ze stażysty doczłapałam się do stanowiska wydawcy w ogólnopolskim dzienniku, co to się nazywa Super Express. Tak, wiem że kojarzycie z „nie śpię, bo trzymam kredens”. Swoją drogą, jak zajebistym trzeba być, żeby wymyślić tytuł, który na wieki wieków pozostanie w pamięci tysięcy Polaków!

Potem wymyśliłam, że „będę fotografę”. Ba! Nawet ślubnym. Czyli najtrudniejszy orzech do zgryzienia. „No gdzie tak bez doświadczenia” mówili. Znowu więc, spocona jak mysz, wylazłam ze swojej strefy komfortu i zrobiłam swój pierwszy ślub. I to za darmo. Można? Można.

Powstał i poroniony pomysł, że objedziemy Polskę na rowerach dookoła. Bez przygotowania. „No na pewno. Dajcie znać, to po dwóch dniach po was podjadę, zapakujemy rowery i wrócicie” – mówili. Po 36 dniach, 3500 km dojechaliśmy do mety. Sami i bez podwózek.

A i zapomniałam, że kiedyś ubzdurałam sobie, że napiszę książkę.  A w liceum z wypracowania, mimo wszelkich starań, nigdy nie dostałam wyżej niż 3+ … Może nie jest to dzieło sztuki, ale książkę napisałam i sama ją wydałam kilka lat temu. I nawet sprzedaje się do dziś 😀

I tak dalej, i tak dalej. Sporo było tych eksperymentów. Oczywiście to wszystko w wielkim skrócie. Nic nie stało się po pstryknięciu palcami. To było naprawdę duuużo pracy, zwątpień, łez, potu i walki z wysysaczami energii.  Ale eksperymentujemy nadal. Bo jak inaczej mamy dojść do statusu życia na własnych zasadach?

Otwarty umysł

Zauważyliśmy pewną ciekawą zależność. Wiecie, że w  90 procentach, jedynymi osobami, które nie podważają naszych planów i pomysłów, są ci, którzy lubią podróżować i podróżują sporo? Od nich nigdy nie usłyszeliśmy, że coś jest z dupy pomysłem. Albo, że na bank to się nie uda. Za to słyszymy, że super i że trzymają kciuki. No i niech mi ktoś powie, że podróże nie otwierają umysłu! Nie sprawiają, że stajesz się odważniejszy w podejmowaniu decyzji i ryzyka, za którym kryje się jakaś magiczna kraina.

Zatem próbuj, eksperymentuj, smakuj i doświadczaj. Trzymaj się z daleka od wysysaczy energii. Wjeżdżaj w życie jak dzik w pomarańcze. Nigdy nie wiesz, dokąd cię to zaprowadzi. „Zazwyczaj to czego boimy się najbardziej, jest tym, co powinniśmy zrobić”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *