Jakoś specjalnie nie jaram się Walentynkami. Uważam, że możemy je obchodzić każdego dnia. I każda okazja jest dobra do obalenia wspólnie butelki wina przy świecach. Ale tak walentynkowo naszły mnie wspomnienia zaręczyn. I moje desperackie sygnały wysyłane do biednego Adasia. Teraz to niezła beka, ale uwierzcie, że wtedy niecny plan mało nie przyprawił mnie o depresję. Ale po kolei …
Nie będę oryginalna, kiedy powiem, że od zawsze marzyłam o niebanalnych zaręczynach. Gdzieś w podróży. W najpiękniejszym miejscu na świecie. Gdyby Adamowi przyszło do głowy np. ukrycie pierścionka w rybie w ekskluzywnej restauracji, zeżarłabym go udając, że nic nie widziałam. W sensie pierścionek, nie Adama. Na szczęście Luby wiedział o moich marzeniach. Tylko postanowił się ze mną podroczyć!
No bo wiecie. Jeśli planuje się wziąć ślub, to wypadałoby się w końcu oświadczyć. No to tak delikatnie podpowiadałam: Oh jak tu pięknie, o matko najpiękniejsze miejsce na świecie, w sam raz na randkę. I tak mijały boskie wodospady na Islandii i wspólne zachody słońca na brazylijskiej Copacabanie. Tatrzańskie szczyty i kanaryjskie wulkany. I dupa. Cisza. W Argentynie nawet biedakowi na ambicje wjechałam. A ten z pierścionkiem w kieszeni cierpliwie czekał na odpowiedni moment.
Mało że czekał. Z pierścionkiem w kieszeni jeździł przez miesiąc obok mnie stopem po Ameryce Południowej. I do przedostatniego dnia tłumaczył mi, że bardzo chciał, że miał plan, ale nie zdążył go kupić -.-
No i tak siedzę sobie na kamieniu w miasteczku Potrerillos, rozczochrana przez argentyński wiatr, zajadając kanapkę z pasztetem na śniadanie, a tamten, 5 metrów dalej, rysuje coś patykiem na popękanej ziemi. I myślę sobie: no co za zonk, tak tu ładnie! Andy za plecami, jezioro przed oczami. Szanowny Luby podchodzi i wybija mnie z procesu marzenia pytając czy jakiegoś okrągłego kamienia nie widziałam. Serio?! I dalej idzie coś dziobać w tej ziemi. A wiecie co dziobał?
Potem powiedział, że narysował coś ładnego i chciałby mi pokazać. Tylko muszę zasłonić oczy. No to idę jak obłąkana po tej spalonej słońcem ziemi. Kiedy w końcu mogę otworzyć oczy, pierwsze co widzę, to aparat na statywie z palącą się lampką nagrywania. Nogi mi się ugięły, bo od razu zajarzyłam co ten skubaniec kombinuje. Wtedy usłyszałam jedne z najpiękniejszych słów, których oczywiście z wrażenia nie pamiętałam już pół godziny później. (Na szczęście mam nagranie). Ale teraz uwaga. Moja pierwsza reakcja: „Jaja sobie robisz?” – powiedziała ze łzami w oczach. Do dziś się ze mnie nabija.
Po tym wszystkim wyciągnęłam jedną ważną lekcję. Zaufajmy czasem tym naszym facetom, bo oni też potrafią być romantyczni. Może idzie im to czasem opornie, ale jak już coś wymyślą, to z grubej rury!
A Wy macie jakieś ciekawe historie związane z zaręczynami? Albo wymarzone miejsce na zaręczyny?
Z historyjek zaręczynowych,
Miałem wszystko ułożone w głowie, co powiedzieć, co zrobić itp.
Przchodzi dzień próby,
Proszę ją aby się przytuliła (jakoś chciałem ją zawołać i nie wiedziałem jak xD), więc przyszła, przytuliła się i odwróciła się i wróciła do ogarniania się przed wyjściem.
Jakoś ją przytrzymałem i wyjąłem pierscionek.
Nic nie pamiętałem co mam powiedzieć, po prostu się zapytałem.
Przyjeła pierscionek, ale dobre 5 minut czekałem na „tak”, ale spoko, ja zapomniałem uklęknąć z nerwów więc jesteśmy kwita 🙂
To jednak stresująca sytuacja, więc brak uklęknięcia ci się wybacza 😀
hm, hm, hm. moje trzy grosze są takie, że zaufałam temu swojemu facetowi i co? do dziś się kłócę o to, ze nie miałam zaręczyn. jestem 6 lat po ślubie i dalej na nie czekam 😉
tak, braliśmy ślub na wariackich papierach w miesiąc. nie, nie zalezy mi na pierścionku, pewnie i tak bym go zgubiła. ale że @tomasz (accio, tomasz adamski!) raz w życiu się nie mógl postarać zeby zrobić super zaręczyny, to będę wypominać jeszcze na łożu śmierci.
Ej @Tomasz weź się ogarnij! 😀 Nie dziwię się, też bym wypominała. A z żalu sama sobie wręczyła pierścionek gdzieś na krańcu świata 😀