Przed naszą podróżą rowerem dookoła Polski, głównym problemem wydawała się… trasa. No bo jak nie zgubić się jadąc wiejskimi drogami, które nagle rozgałęziają się na 3 nieoznakowane dróżki. Z pomocą mógł przyjść jedynie GPS. Ale ten potrzebuje jednak od czasu do czasu ładowania. Idealnym rozwiązaniem wydawała się więc ładowarka rowerowa. Padło na markę Kemo. Jak się sprawdziła w czasie ponad miesięcznej podróży?
Podróżując rowerami rzadko kiedy korzystamy z hoteli. Zazwyczaj śpimy pod namiotami. Tu jednak pojawia się problem z ładowaniem telefonów, nawigacji, baterii itd. Ładowarka rowerowa wydawała się więc jedynym sensownym rozwiązaniem. Bo w sumie i tak pedałujemy, więc czemu nie zamienić tego wysiłku w energię! Trochę w ciemno wybraliśmy ładowarkę Kemo. Dlaczego? A bo na Allegro najlepiej się sprzedawały 😀 I już na samym wstępie powiem, że to był idealny wybór.
Ładowarka rowerowa – trochę danych technicznych
Model, którego używamy to dokładnie Kemo M172N. Ładowarka posiada wejście USB typu A, co umożliwia podłączenie prawie każdego urządzenia. Kabel podłączany jest do dynama roweru i stamtąd pobierana jest energia. Jak podaje producent „napięcie wyjściowe maksymalnie wynosi 70 V (dynamo piastowe może wytwarzać takie napięcie przy dużej prędkości). Napięcie wyjściowe to 5 V ,prąd max. 800mA”. W trakcie użytkowania, poprzez włącznik można zmienić na zasilanie ładowarki, albo rowerowego oświetlenia.
Jak dało się zauważyć, podłączony telefon zaczynał ładować się dopiero przy prędkości lekko ponad 10 km/h. Co ważne, model ten nie odcina ładowania powyżej 25 km/h jak ma to miejsce w poprzednim modelu M172. Możemy więc szaleć 50 km/h i bateria nadal będzie ładowana. Jeśli chodzi o czas ładowania, szału nie ma. Tyle że telefon miał ciągle włączoną nawigację. Był stale podłączony do ładowarki i poziom baterii zawsze był na zadowalającym poziomie.
Czy warto?
Cena takiego cuda to około 130 zł. Czy warto? Jeśli ktoś jedzie choć na kilkudniowy wyjazd bez możliwości ładowania w cywilizowanych warunkach, zdecydowanie jest to niezbędny zakup. Wiele razy ratowała nas, kiedy niezbędne było całodniowe nawigowanie telefonem.
Ładowarkę możecie kupić np. TU
Dobra rada! Żeby uchronić ładowarkę przed deszczem, schowaliśmy ją na stałe w małą saszetkę rowerową przyczepianą do ramy przy kierownicy.
Przydatny wpis? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!