Idąc wśród straganów wypełnionych tradycyjnymi wyrobami, nie sposób nie spojrzeć, nie zatrzymać się i nie dotknąć. Ale wtedy to już przepadł w butach. Sprzedawca ze zdolnościami marketingowymi level hard, od razu cię wyhaczy, zaprosi na herbatkę. Myślisz sobie „o jaki miły sprzedawca”. I spektakl się zaczyna. Pokazuje ci dziesiątki produktów. Jeśli widzi, że czymś się zainteresowałeś, podaje cenę „special for you, my friend”. Mówisz, że za dużo. On zniża cenę. Stajesz przy swoim. On pyta ile dasz. W końcu dochodzicie do consensusu. Wychodzisz ze sklepu z dywanem. A chciałeś tylko spojrzeć.
Maroko – Marrakesz NIE dla mało asertywnych
Marrakesz to nie miasto dla ludzi mało asertywnych. Tam toczy się prawdziwa walka o każdego turystę i jego eurasy. Jak więc przeżyć w sukach i nie zbankrutować?
- Pierwsze primo, jeśli nie chcesz nic kupować, a jedynie poprzechadzać się, nie patrz w oczy sprzedawcy! Oni wychwytują to jak roboty. Od razu zgarną cię do swojego straganu pod pretekstem jedynie pokazania ci tego i owego.
- Po drugie, niestety musisz okiełznać swój fotograficzny zew natury i uważać ze zdjęciami straganów. Albo sprzedawca cię ochrzani i każe skasować zdjęcia, albo zgarnie do swojego sklepu, albo od razu każe zapłacić.
- Po trzecie, nie daj się złapać na pytanie „Where are you from my friend”. Od tego najczęściej się zaczyna. Ty z grzeczności odpowiadasz, że Polonia. On na to, że dzień dobry, że kocha Polskę i ma tam wielu przyjaciół. No i pies pogrzebany. Zaczyna za tobą iść pokazując ci po drodze ciekawostki, stragany zaprzyjaźnionych sprzedawców. Na koniec słyszysz „Dirham please” 😀 Spryciarze!
- Jeśli chcesz szybko urwać zaczepki naganiaczy, często „no thanks” nie wystarczy. Poza tym, podobno to delikatnie obraźliwe. Najlepiej sprawdzało się „maybe later” 😀
- Kiedy okrążyła cię chmara sprzedawców z lokalnych straganów z jedzeniem, a ty nie jesteś głodny, idealnym opracowanym przez nas sposobem było zdanie „Sorry, we are full, maybe later”. Działało w 100%!
- A co kiedy już zdecydowaliśmy, że chcemy kupić np. taki dywan?:D Cena jaką podaje sprzedawca będzie jakieś 3 razy zawyżona. Delikatnie się uśmiechając mówisz, że bardzo to piękne, ale niestety za dużo dla ciebie. Sprzedawca obniża, a ty dalej stoisz przy swoim. W końcu każe ci podać swoją propozycję. I tak od słowa do słowa, okazuje się, że zeszliście z ponad połowy ceny 😀
Tak zaawansowanych naganiaczy spotkaliśmy przede wszystkim w Marrakeszu. Południowa część Maroka z małymi wioskami, to zupełnie inna bajka. Tam zaproszenie na herbatę, oznacza zaproszenie na herbatę. Bez podtekstów.
Zobacz też: Maroko – autostop, porady praktyczne, ceny
[…] Leżący u podnóża Atlasu Wysokiego Marrakesz to największe miasto południowego Maroka. Sercem miasta jest plac Jemaa el-Fna, bez którego Marrakesz nie istniałby na marokańskiej liście „must see”. Dowodem na to jest fakt, że kiedy kilka lat temu władze zamknęły plac w obawie przed nielegalnymi zgromadzeniami, do Marrakeszu przestali przyjeżdżać turyści! A turyści to najważniejszy element tej całej składanki. Uliczne knajpy, w których za niewielkie pieniądze można posmakować regionalnych potraw, świeżo wyciskane soki z niezwykle słodkich pomarańczy, a na około wąskie uliczki z niezliczoną ilością straganów. Możesz tam kupić głowę kozy, świeże owoce, przyprawy z całego świata, skórzaną pufę, dywan, wazony, albo po prostu wpaść do fryzjera. Pomiędzy tym wszystkim przeciskają się skutery i obładowane osiołki. O tym, jak przeżyć wśród suków i nie zbankrutować przeczytacie tutaj. […]
[…] po mieście w Marrakeszu. Na 99% na końcu usłyszysz „Now pay” 😀 W ogóle o tym jak przeżyć w sukach stworzyłam oddzielny poradnik, bo to zdecydowanie […]