Czytając blogi kolegów podróżników nierzadko zastanawiamy się, skąd ci ludzie mają na to wszystko pieniądze!? Co oni robią w życiu!? Najczęściej okazuje się, że nie są oni brytyjskimi monarchami, nie wygrali w totka, nie mają wujka szejka. No to skąd brać pieniądze, żeby móc wyjechać częściej niż raz w roku?
Oszczędzaj!
Wszystkie historie mają wspólny mianownik. OSZCZĘDZANIE! Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że oszczędzając można sobie pozwolić na więcej. Nawet kiedy nie zarabia się fortuny. Ale tu chodzi o życiowe wybory i decyzje. Dla jednych priorytetem będzie samochód prosto z salonu, a dla drugich miesiąc spędzony w Australii. Moja mama zawsze zastanawia się po kim ja to mam. Siostry latają po galeriach i wykupują kolejne buty, a ja latam po internecie w poszukiwaniu tanich przelotów. Podobno pieniądze wydawane na podróże to jedyna sytuacja, kiedy kupując coś, stajemy się bogatsi. I chyba taki rodzaj konsumpcji pasuje mi najbardziej. A więc skąd brać pieniądze na podróże?
- Samochód generuje spore wydatki. Ja wieeem, że czasami bez auta jak bez nogi. Ale może warto zastanowić się nad poruszaniem się komunikacją miejską, albo co lepiej rowerem. Raz, że zdrowiej i dla nas i dla niejakiej planety Ziemi, a dwa że taniej.
- Jedzenie na mieście kusi. Bo przygotowywać nie trzeba, garów zmywać nie trzeba. Ale zastanówcie się ile idzie na to pieniędzy. Jeden obiad na mieście dla 2 osób to nawet kilka dni spędzonych w podróży po Azji. Czy nie fajniej coś razem ugotować, a potem szczycić się, że zrobiliście to sami i nawet da się to zjeść?
- Zamiast cotygodniowych rundek po pubach wybieramy piwo ze znajomymi w zaciszu domowym. Pewnie wynika to z tego, że nie lubimy tłoków i miażdżącej uszy muzyki.
- Przewodników nie kupujemy. Korzystamy za to z jakże bogatej blogosfery, gdzie można znaleźć dosłownie każdą interesującą nas informację.
- Nie biegamy jak szaleni po galeriach kupując 3 z kolei, podobną bluzkę. Nie mówię od razu, żeby chodzić w podartych łachach. Ale bez przesady…i tak nie chodzicie w połowie rzeczy, które macie w szafach.
- Fajnym pomysłem jest odkładanie drobnych do skarbonki, czy innego słoika. Wiecie, że 2 zł dziennie, daje 730 zł rocznie? I już jest na tygodniowy pobyt na Malcie.
- Jeżeli myślimy o zdecydowanie dłużej podróży, często jedynym wyjściem jest wyjazd na kilka miesięcy za granicę. Sami spędziliśmy pół roku na mało wdzięcznych zajęciach w angielskim barze. Droga do szczęścia nie jest usłana różami i czasem trzeba schować honor do kieszeni, a dyplom inżyniera do szafy.
- Nałogi bezsensownie pochłaniają sporą część pieniędzy. Nawet strach przeliczać, ile rocznie idzie na papierosy. Zdecydowanie starczyłoby na kilka niezłych wycieczek.
Okrutna prawda jest taka, że jeżeli co tydzień opróżniasz swój portfel w pubie i zastanawiasz się jednocześnie skąd tu brać pieniądze na podróże, to tak naprawdę wcale nie chcesz podróżować. Bo jeśli to podróże stają się priorytetem, nie zastanawiasz się skąd brać pieniądze, ale bardziej skąd brać czas.
A ludzie na uczelni się dziwią, że na imprezach bywam rzadko, na mieście zjem raz na jakiś czas i zwykle, jak przypyli mnie głód, po czym jadę na tygodniową wycieczkę w Alpy za niemałe pieniądze. Kasa się mnie trzyma 🙂
I o to chodzi! Kwestia priorytetów:)
Bardzo trafne spostrzeżenia, szczególnie to odkładaniu drobnych do skarbonki. Bardzo często nie zastanawiamy się nad kosztami życia, tylko dokładając kolejnych wydatków, a problemów szukając po stronie pracodawcy, który nie jest skory do podwyżki. Naprawianie świata należy zacząć od siebie i w tym przypadku wygląda to identycznie. Moim zdaniem wystarczą tylko dobre chęci, wnikliwy rachunek sumienia i świat stoi przed nami otworem 😉
No wlasnie. Stwierdzenie ze ” baaa no, ale zeby podrozowac to trzeba miec za co” rozwala mnie w sytuacji, gdy mowi to osoba, ktora zarabia tyle co ja, tylko ze polowe wydaje na imprezy i kanapki w korpo u Pana Kanapki 😉 Priorytety …